Dziewiętnastego o 15.40 było jak dotąd najsilniejsze bombardowanie miasta. Byłam akurat w TASS-ie, kiedy w sąsiednią kamienicę łupnęła wielka bomba. Szyby w oknach wyleciały i przez dziury wdarły się do pokoju gęste, zielonożółte kłęby dymu. Nie wystraszyłam się wtedy zbytnio. Po pierwsze – byłam absolutnie pewna, że siedzę w bezpiecznym miejscu i we mnie nic nie może trafić, a po drugie – nie zdążyłam się przestraszyć, bo bomba uderzyła nagle. Najgorsze w śmierci jest oczekiwanie; spodziewanie się jej i strach. Bo jeśli dosięgnie cię bez ostrzeżenia – czegóż się bać? Jednak do tej pory rozmyślam, dlaczego bomba spadła właśnie na dom pod numerem dwanaście, mogła przecież trafić parę metrów dalej, w kamienicę pod czternastym, gdzie byłam ja... To znaczy, że mimo wszystko może dosięgnąć i mnie? To znaczy, że nic mnie przed tym nie uchroni? Niemożliwe!
Zaszłam do [Anny] Achmatowej [poetki], mieszka w suterenie po dozorcy (zginął od pocisku artyleryjskiego na ulicy Żelabowa), w najciemniejszym kątku przedpokoju, mrocznym jak u Dostojewskiego. Na rzuconych niedbale deskach − materacyk, a na jego skraju − zawinięta w chusty, z zapadniętymi oczami − Anna Achmatowa, „muza płaczu”, chluba poezji rosyjskiej − wyjątkowa, wielka Poetka. Jest skrajnie wycieńczona, chora, wystraszona.
A towarzysz Szumiłow siedzi w specjalnym, wygodnym schronie przeciwlotniczym w Smolnym i zajmuje się, nawet teraz, w tak tragicznym momencie, mordowaniem żywego, niezbędnego ludziom jak chleb powszedni, słowa...
A ja mam napisać dla Europy, jak się broni Leningrad − centrum kultury na światowym poziomie. Nie dam rady tego zrobić, dosłownie opadają mi ręce.
Achmatowa siedzi w egipskich ciemnościach, nie może nawet czytać, trwa jak w celi śmierci. Opłakiwała Tanię Guriewicz (wszyscy dziś wspominają Tanię i jej żałują) i tak celnie powiedziała: „Nienawidzę. Nienawidzę Hitlera, nienawidzę Stalina, nienawidzę tych, co zrzucają bomby na Leningrad i na Berlin, wszystkich, którzy prowadzą tę straszną wojnę...”. Ma rację, całkowitą rację! Jedynym słusznym wezwaniem byłoby: „Pobratajcie się! Precz z Hitlerem, Stalinem, Churchillem, precz ze wszystkimi rządami, nie będziemy dalej walczyć, nie potrzebujemy ani Niemiec, ani Rosji, klasa robotnicza sama znajdzie sobie miejsce na tej ziemi, urządzi się, nie trzeba nam ni ojczyzn, ni władzy – sami, sami zadbamy o nasz los”.
Oblężone, wybór i oprac. Agnieszka Knyt, tłumaczenie z rosyjskiego: Agnieszka Knyt, Ośrodek KARTA, Warszawa 2011.